Pojawia Ci się właśnie niepowtarzalna okazja przeżycia czegoś niesamowitego, czegoś pięknego, czegoś dodającego Ci skrzydła, napędzającego Twój życiowy motor, czegoś co sprawia, że znowu to czujesz, że wiesz, że nie pragniesz niczego innego, czegoś na co czekałaś tak długo z nie gasnącą nadzieją na ten dzień
Natychmiast za tą okazją pojawia się strach, strach skradający się znienacka tuż za nadzieją, tuż za radością z osiągnięcia tego co wymarzone, wypracowane i z mozołem zdobyte,
Pojawia się poczucie, że sięgasz po Tobie nienależne, bardziej należące do innych, lepszych od Ciebie, bardziej zasługujących
Pojawia się myśl, że lepiej zostawić to tak jak jest, nie sięgać, żeby się nie sparzyć, nie oczekiwać, żeby nie doświadczyć odrzucenia, nie wierzyć, żeby nadziei swej na zawsze nie utracić
Jednak idziesz, bierzesz, sięgasz, podejmujesz wyzwanie, stawiasz na tą okazję tak wiele, że lepiej o tym nie pamiętać, lepiej dzisiaj o konsekwencjach jeszcze nie myśleć, może nie nadejdą, może podołasz, może to właśnie Ty siłą swoich pragnień i wiary, dasz radę, no bo w końcu kto jak nie Ty, jak dobrze znasz to uczucie?
Mija chwila piękna, upojna, pokazująca, że wysiłek podjąć było warto, że jesteś na właściwym miejscu, we właściwym czasie i we właściwej roli, upajasz się tym cudownym uczuciem, ale niepostrzeżenie pojawia się pierwsza rysa, pierwszy niepokój, jeszcze nie wiesz dlaczego, nie rozumiesz tego odczucia, walczysz ze sobą, walczysz z otoczeniem, walczysz z tym z czym szans wygrać nie masz, ale jeszcze próbujesz
W końcu pojawia się ten dzień, w którym już wiesz, że lepiej było się nie wychylać, lepiej było zostać tam, gdzie reguły gry były znane, gdzie potrafiłaś odnaleźć spokój choćby kosztem nudy, gdzie czułeś bezpieczeństwo choćby kosztem braku ekscytacji i poczucia sensu, nadszedł ten dzień, po którym jest już równia pochyła, toczysz się łapiąc po omacku jakikolwiek punkt zaczepienia, wiesz że pod Tobą już tylko wielka czarna dziura, ale instykt ciągle zmusza do resztek walki
Tracąc to, co było tak wyczekane, na czym oparłaś nieopatrznie sens i własną wartość, gdzie czułeś się ważny, potrzebny, gdzie czułaś się spełniona i ceniona, odczuwasz jak silne staje się uczucie wielkiej luki, luki niezwykle trudnej do wypełnienia, bo jak wypełnić tak nagłą wyrwę w gruncie układanym od miesięcy, w gruncie cierpliwie budowanym od lat, jak zaakceptować ten usuwający się grunt, tą kruchość tego co miało być pewne i warte walki
I zostajesz ze swoją luką, luką gotową do wypełnienia, czekającą na kolejną okazję, na kolejną szansę, którą podejmiesz z nową porcją nadziei lub ominiesz otulony strachem przed kolejną porażką, przed ceną, której nie jesteś gotowa ponownie zapłacić, na którą Cię już nie stać, którą zaczynasz wartościować w nowy, nieznany dotąd sobie sposób
Jaką lukę dzisiaj wypełniasz Ty?
Jak bardzo wspierające są to działania?
Ile nadziei, a ile strachu w Tobie dzisiaj przed kolejnym krokiem, przed kolejną szansą?
Zostaw komentarz